niedziela, 17 kwietnia 2016

Duchoty Gotyckie

Na wyjście do Barri Gotic między godziną pierwszą i drugą środowej nocy zmusza nas siła wyższa - pobliski przystanek autobusowy i powrotny lot z Girony kompana. Uliczna pustka, typowa dla środka tygodnia, jest powierzchowna - miasto, zwłaszcza w jego pokątnej formie, jest bowiem nadal żywe.
Nasze facjaty muszą być charyzmatyczne, bowiem w ciągu paru minut zaczepieni jesteśmy kilkakrotnie. Ładnie uśmiechnięte panie oferują nam wejście do klubu z darmowym drinkiem i porywającym do tanecznego szału DJ'em, czający się na rogach Pakistańczycy usiłują sprzedać niedostępne już o tej porze piwo, a ci czający się jeszcze bardziej rzucają półsłówka o wątpliwej jakości marihuanie, haszyszu i kokainie. I tak uparcie będą twierdzić, że jest 'very good'.
Węższe uliczki Barri Gotic wydają się momentami bardziej klaustrofobiczne od Raval, najpewniej przez szarości tamtejszych budynków. W tym wrażeniu jest jednak coś atrakcyjnego - być może są to jaskrawe światła barów i klubów mącące poranne ciemności, wsparte łypiącymi znad naszych głów latarniami ulicznymi. Przechodzimy spokojnie od jednej wyspy świateł do drugiej w poszukiwaniu odpowiedniego przyczółku na przesiedzenie kilkudziesięciu minut i wypicie poczekalnego piwa. Bar nazywa się Judas, z zewnątrz prezentuje się skromnie, a w środku pustki. Nie namyślając się za długo lądujemy przy stoliku.
Wita nas drobny, starszy pan o ciemnych oczach, do tego serdecznie uśmiechnięty. Wyblakła czerwień świateł w lokalu wraz z postacią właściciela tworzy nieco groteskową atmosferę. Po podstawieniu nam dwóch butelek San Miguela staruszek wraca do swojego stolika, skąd z zaintrygowaniem obserwuje zdarzenia serwowane z odbiornika telewizyjnego w kącie knajpy. Zasugerowani robimy podobnie.
Nienaturalnie entuzjastyczna kobieta reklamuje stolik asekuracyjny pod prysznic. To dzięki niemu wszelkie niebezpieczeństwa zostają zażegnane, a radości spływającej po czaszce wody ma nie być końca. Ekstatyczne przedstawienie trwa parę minut, a ustępuje w końcu lokalnym programom śledczym. Po wstępnym opisie sprawy panel ekspertów zaczyna debatę, wpierw o pani wytruwającej trutką na szczury swoje koleżanki, a następnie o panu, który z nudów wybijał swoich sąsiadów młotkiem.
Parę minut tych neurotycznych bajek działa zniechęcająco. Głowa prędko pogrąża się w poszukiwaniu innych bodźców. Kręcę oczami, zatrzymując się co chwilę na pojedynczych miejscach w barze - to na szeregu pucharów między butelkami, pustym kartonie po piwie Judas, czy przybrudzonej szybie. Na ulicy łysiejący gość tłumaczy coś przez telefon. Tuż za nim na zupełnie przypadkowej sofie, która w niejasny sposób znalazła się w tym nieprzypadkowym miejscu, spoczywa para opróżniająca butlę czerwonego wina. Łysielec kończy rozmowę, wchodzi na moment do baru, dłuższą chwilę obserwuje zdarzenia w telewizji i po chwili wychodzi bez słowa. Staruszek żegna go zdziwionym wzrokiem, by po chwili znów zatopić się w narracji porannych programów morderczych. Chwilę później idziemy w ślady łysego, odstawiamy butelki na ladę. Właściciel serwuje na koniec miły uśmieszek i ciche, nieco zachrypnięte 'Adeu'.

10 komentarzy:

Unknown pisze...

No to teraz oficjalnie: proszęproszęproszę, zabierz mnie do Barcelony! :)

Agnieszka pisze...

O, jeszcze tam nie byliśmy :) I jakoś nie czuję się zbyt dobrze, jak ktoś mnie zaczepia. Zwłaszcza po ciemku.

Unknown pisze...

Jakaś taka "mroczna" ta Barcelona :) Z pewnością warto pojechać i zwiedzić :)




Wyszimpluj pisze...

Z Barceloną mam same miłe wspomnienia, ale z chęcią bym pojechała do niej raz jeszcze, aby odkryć nieco mroczniejsze zakątki...

Zycie i podroze pisze...

Moje marzenie podróżnicze. Przecudne zdjęcia. Pozdrawiam serdecznie :)

Babok pisze...

Mrocznie, a zarazem pięknie. Uwielbiam miasta nocą, wyglądają tak odmiennie od tego co widzimy za dnia. Uwielbiam miejsca, gdzie od rana życie płynie spokojnie albo ryneczkowo i gwarnie, a kiedy zmrok zapada te same miejsca otwierają się na nowy świat, który ożywa i zachwyca esencją i barwą.

Asia | Byłem tu. Tony Halik. pisze...

Wow, fajny klimacik.
Przyznam, że Barcelona nieco mnie rozczarowała - dotarliśmy tam na koniec 3-tygodniowej włóczęgi (bo również wracaliśmy do PL z Girony). Po miastach takich jak Granada, Sevilla, Cordoba, czy nawet Alicante (a zrobiliśmy też krótki wypad do Lisbony), które chociaż także pełne turystów, to wydawały mi się klimatyczne i cudowne, Barcelona wydała mi się zatłoczona i męcząca. I dopiero tego typu zakamarki (pamiętam wizytę w barze Manu Chao), czy dzielnica indyjska pełna knajpek z cudownym jedzeniem, pokazała mi, że Barcelona może być przyjemna.

Unknown pisze...

Nieźle napisany tekst :)

Matka Puchatka pisze...

Przeczytałam z przyjemnością :) Trochę mroczno, trochę tajemniczo - ciekawie i lekko napisane :) Lubię takie klimaty.

Pozdrawiam!

AniaGotuje.pl pisze...

Jeszcze nie byłam.. a tyle książek historycznych już przeczytałam. Piękna Barcelona...